W 2012 roku, po pierwszej interwencji psychiatrycznej, w wyniku której bliska mi osoba znalazła się na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego w stanie psychozy maniakalnej, wylądowałam u psychologa na terapii.

Mój świat się wtedy rozpadł, choć świat się wcale nie rozpadł.
Ciekawa obserwacja.
Trochę jak bezruch pasażera w pędzącym pociągu i poruszający się za oknem krajobraz.
Teoretycznie pasażer się nie porusza. Praktycznie krajobraz nim porusza.

Rozpadanie się, starty, utraty są bolesne, rodzą wiele pustek.
Choć nie ma nic bardziej brzemiennego niż PUSTKA, potrzebowałam  lat, by to dostrzec.
Podobnie potrzebowałam mojego ciała, a nie intelektualnego wglądu przy pomocy psychologa, by poukładać siebie od nowa.
Ciało jest jak materiał, który nie oszukuje. Jest jakie jest. Wiesz gdy boli, gdy masz gulę w gardle, gdy jesteś głodny czy jest ci zimno.
Ciało nie zwodzi na manowce jak umysł, który raz widzi rzeczy jasnymi, raz ciemnymi w zależności od poziomu cukru, endorfin czy ciśnienia atmosferycznego.
Ciało nie porzuca.
Ono będzie nawet gdy stracimy rozum.
Dopóki bije serce.

Moje pierwsze spotkanie z „sercem” wydarzyło się podczas dwudniowego warsztatu jogi Andrzeja Kozłowskiego.
Andrzej w bardzo merytoryczny i czuły zarazem sposób opowiadał o zranionym sercu, organie który, mimo że niekochany, umiera jako ostatni.
Ciekawe to połączenie: nośnika emocji, pamięci i pompy.
Żyjemy, dopóki bije nasze serce.
Brzmi jak banał, frazes.

Kilka lat później temat serca wrócił, gdy zaczęłam chorować „na skórę”.
Tym razem uwagę zwrócił lekarz medycyny chińskiej.
-Pani pracuje sercem, emocjami. Pani ma zużyte serce.

„Pokłon sercu” – instalacja składająca się głównie z ceramicznych szkliwionych i odymianych serc jest pierwszą z cyklu 5 wystaw które realizuję w ramach stypendium wydziału kultury Gorzowa Wielkopolskiego

„Na drodze donikąd
ktoś szepce do mnie
idź, musisz donieść
ten KOSMOS, który jest w tobie”

Fragment wiersza Bohdana Kowalskiego jest punktem wyjścia do mojej pracy.
Szept, szmer, mamrotanie, odgłos, pomruk, szelest, znikąd, a jednak do Ciebie i do mnie.
Głos, który otula, przytula i nade wszystko TOWARZYSZY.

W pracy kłaniam się sercu, pompie, która wprawia moje ciało w ruch.
Kłaniam się ciszy, w której szumią liście i szemrze woda, błotu wydającemu dziwny dźwięk „ślup”, niezabranym głosom, które muszą milczeć, bo nie mogą mówić.
Kłaniam się „samotnemu sercu”, które jest jedynie wytworem wyobraźni, bo bez względu na to, jak bardzo samotnym by się nie było, serce wciąż bije, pustka pozostaje brzemienna i szepce.

„I pojawił się nowy głos,
Który rozpoznałaś jako swój własny.
Dotrzymuje Ci on towarzystwa, kiedy
Idziesz dalej i dalej w świat,
Zdeterminowana aby zrobić jedyną rzecz jaką zrobić możesz.
Zdeterminowana by ocalić jedyne życie jakie możesz ocalić (…)
fragment wiersza Mary Oliver „Podróż” tł. Czesław Miłosz

Zapis rozmowy o wystawie znajdziecie tutaj.
Instalację ponownie będzie można obejrzeć podczas CeramikFest na Zamku Sarny w dniach 6-7 września. Zapraszam.








 

Leave a Reply